Codzienność w krzywym zwierciadle

Już sama tematyka prozatorskiego debiutu
Justyny Bargielskiej
uświadamia, że mamy do czynienia z postacią wyjątkową, nieobawiającą
się poruszyć najbardziej drażliwych czy delikatnych kwestii. Jedyną
przeszkodą dla autorki mogło być znalezienie odpowiedniego języka, który
pozwalałby swobodnie mówić o problemach takich jak poronienie czy
zdrada małżeńska, odzierając je z pretensjonalnego patosu i powagi.
Przeszkoda taka jednak w przypadku Bargielskiej-poetki wydaje się nie
istnieć, czego dowodem jest najnowsza powieść pisarki.
W
Małych lisach
obcujemy z historią dwójki kobiet, które pozornie łączy jedynie romans z
pewnym podwarszawskim nożownikiem. Jeśliby jednak przyjrzeć się bliżej,
łatwo można dostrzec, że obie panie łączy dużo więcej. Przede wszystkim
– mimo wszelkich różnic co do stylu życia – obie kobiety wydają się
nadszarpnięte monotonią codzienności, która z biegiem czasu prowadzi do
ich powolnej degrengolady, zarówno intelektualnej, jak i fizycznej.
Bohaterki są zmęczone schematem życia, pozbawione sił, z biegiem lat
coraz bardziej zgorzkniałe, cyniczne i pragmatyczne. Jednocześnie jednak
nie tracą wiary w możliwość zmiany, a idealną okazją, by takowej
doświadczyć, staje się przelotny romans z człowiekiem niebezpiecznym i
nieprzewidywalnym, jak również pociągającym, tajemniczym i pełnym
żywotności; osobnikiem stanowiącym dokładne przeciwieństwo poukładanego,
hermetycznego świata obu kobiet, pragnących powiewu chaosu i
spontaniczności.
Warto zwrócić uwagę na świetnie skonstruowane postaci, w szczególności
Magdę. Dwudziestopięcioletnia mężatka i matka dwójki dzieci mimo młodego
wieku jest kobietą emocjonalnie wypaloną. Jej relacje z mężem
przypominają ciągnącą się przez wieczność, niezbyt udaną i nudną randkę,
miłość do dzieci natomiast, będąca jedynym żarliwym uczuciem bohaterki,
pozostaje w tle, zagłuszona przez problemy związane z wychowaniem i
opieką nad nimi. Potęgująca się z dnia na dzień monotonia sprawia, że
kobieta postrzega świat przez pryzmat ironii i czystego pragmatyzmu,
utraciwszy kompletnie radość z życia, a nawet chęć jej poszukiwania i
doświadczania. Na przykładzie Magdy Bargielska nakreśla niezwykle
sugestywny i autentyczny obraz współczesności – czarno-białej
rzeczywistości, wypełnionej masą pozbawionych sensu czynności; życia
niedającego spełnienia i nieoferującego nic ponad samo egzystowanie. Pod
względem narracji i wspomnianego postrzegania świata bohaterki
Małych lisów przywodzą na myśl prozę
Chucka Palahniuka
– Bargielska, podobnie jak Amerykanin, operuje czarnym humorem,
wplatając go często w kwestie, które aż proszą się o powagę i namiastkę
szacunku, z czym spotkać mogliśmy się już w
Obsoletkach. Groteskowość uwag, jakie padają z ust bohaterek
Małych lisów, również przypomina twórczość autora słynnego
Fight Clubu, w szczególności lekceważenie poważnych życiowych tragedii czy czynienie ich przedmiotem żartów.
Wracam, na ławce siedzi kobieta z wózkiem. Nakrywa budkę wózka
pieluchą, wiem, że przed słońcem, ale robi to tak, jakby chciała ukryć
przed światem swoje bardzo brzydkie i bardzo chore dziecko, które trzeba
zasłonić jak kanarka. […] Znaczy, zobaczę się z moim chłopakiem dopiero
w przyszły czwartek (Bargielska J.: Bach for my baby, wyd. Czarne, Wołowiec 2014, str. 18.).
Powyższy cytat jest zarówno przykładem wspomnianej groteskowości, jak i
rozbudowanej wyobraźni pisarki, która – jak przystało na powieść o
niespełnionych marzeniach i nikłych nadziejach – pełni ważną rolę.
Książka wypełniona jest onirycznymi, często surrealistycznymi obrazami,
będącymi świadectwem wątpliwej kondycji psychiczno-emocjonalnej
bohaterek. Pragnąć od życia czegoś więcej, oddają się one czynnościom
oferującym przyjemność lub wyjście z opresji – masturbacji czy
marzeniom, choćby o chwilowej ucieczce od obowiązków rodzicielskich
poprzez zniknięcie wraz z wodą w odpływie wanny.
Można odnieść wrażenie, że w Małych lisach autorka posługuję się prozatorską formą języka, z którym spotkaliśmy się w tomiku Bach for my baby.
Przede wszystkim mam na myśli charakterystyczny stosunek do świata,
jaki prezentuje podmiot liryczny większości wierszy tegoż zbioru.
Wszechobecny dystans i ironia, protekcjonalne traktowanie mężczyzn,
ukazanych jako infantylne, pozbawione wyższych możliwości
intelektualnych stworzenia; czy ambiwalentny stosunek do potomstwa – z
jednej strony obdarowywanego miłością, z drugiej będącego ogromnym
ciężarem – momentami przypominają kalkę poniektórych komentarzy,
zawartych w wierszach wspomnianego zbioru.
Ponadto pisarka operuje zabawami lingwistycznymi podobnymi do tych,
które także poznać mogliśmy, czytając wcześniejsze wiersze – słownych
gier w powieści jest cała masa; Bargielska zdaje się bazować na języku
potocznym, przekształcając jego skostniałe i utarte formy, by nadać im
często nowe znaczenie lub nietypowy wydźwięk. Co więcej, język, jakim
posługują się bohaterki, jest niezwykle naturalny – pełno w nim
niejasności, popularnych błędów składniowych, co w efekcie daje wrażenie
autentyczności rozmów czy wypowiedzi postaci, upodabniając je do
zwykłej "babskiej pogaduchy".
Małe lisy to sugestywny, momentami przygnębiający przegląd
naszej rzeczywistości, doprawiony solidną dawką ironii i czarnego
humoru. Nareszcie śmiało można powiedzieć, że mamy pisarkę, która
zarówno problemy kobiet, jak i ich sposób patrzenia na świat potrafi
ująć w słowa tak zgrabnie, a jednocześnie naturalnie. W efekcie
otrzymujemy współczesny obraz płci pięknej we wszystkich jej odcieniach,
nawet jeśli jest on zanurzony głęboko w szarości dnia powszedniego.
Recenzja pierwotnie publikowana w serwisie Gildia.pl.