poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rafał Kosik – Mars

Mars rodzi wojnę

Mars to planeta najbardziej zbliżona do Ziemi pod względem warunków klimatycznych i pór roku. Nic więc dziwnego, że motyw kolonizacji Czerwonej Planety powracał już i jeszcze będzie powracał, zarówno w literaturze i filmie, jak i w grach komputerowych – przykłady można by mnożyć bez końca. Wizja zaludnienia czwartej pod względem oddalenia od Słońca planety Układu Słonecznego wpłynęła również na wyobraźnię polskiego pisarza, Rafała Kosika, czego pokłosiem jest wznowiony niedawno "Mars".

Jest rok 2305. Czerwona Planeta, mimo coraz wyższego stopnia kolonizacji, nadal pozostaje niegościnna dla przybyłych z Ziemi osadników. Problemy z nikłą ilością wody, niszową żywnością i upalnym, uniemożliwiającym rozwój właściwej flory klimatem należą do codzienności, dostarczając naukowcom odpowiedzialnym za terraformowanie planety powodów do dalszych ingerencji w jej strukturę. Jednym z tajnie opracowywanych rozwiązań jest nakierowanie wybranej uprzednio komety na biegun północny Marsa w celu roztopienia tamtejszej zmarzliny, co z kolei ma spowodować zwiększenie ilości wody, regularne deszcze i – w konsekwencji – poprawę surowych warunków.

Powieść przedstawia dwie odrębne historie, rozgrywające się w trzydziestopięcioletnim odstępie czasu. Pierwsza z nich opowiada o kulisach streszczonego wyżej projektu Waterfall, w który zamieszanych zostaje kilku przypadkowych bohaterów. Druga cześć, dużo bogatsza w interesujące przemyślenia i nietypowe tezy, opowiada o prywatnym śledztwie niejakiego Jareda, archeologa, oraz towarzyszącej mu dziennikarki, Valerie, którzy – odkrywszy ludzkie szkielety sprzed kilkunastu tysięcy lat – postanawiają znaleźć odpowiedź na pytanie, kim naprawdę byli pierwsi osadnicy Czerwonej Planety.

W pierwszej kolejności w oczy rzuca się świetne zobrazowanie warunków panujących na Marsie. Pomijając suche opisy, najbardziej interesująco prezentują się detale, ukazywane z perspektywy zwykłych ludzi. Dla przykładu – przybywający z Ziemi bohater pierwszej części powieści, Allen Ryan, dopiero zaczyna przyzwyczajać się do zmian, dzięki czemu zwraca uwagę na drobiazgi, takie jak choćby problem ze swobodnym paleniem cygara, wynikający z faktu, że Czerwona Planeta posiada zupełnie inną atmosferę, czy różnice wagowe związane z odmienną siłą ciążenia. Wszystko to dodaje wydarzeniom wiarygodności. Tej niestety nie zapewniają sami bohaterowie. Postaci z obu części są po prostu poprawne, brakuje im jednak cech, które sprawiłyby, że pozostaną one w pamięci czytelnika na dłużej. Przekłada się to często na sztywne dialogi i niezbyt autentyczne relacje. Jeśli chodzi o te ostatnie, szczególnie irytują tworzone na siłę wątki miłosne. W momencie gdy dwie osoby różnych płci spotykają się i zaczynają współpracować, pisarz nie może się powstrzymać przed wprowadzeniem bezbarwnego romansu, którego jedynym potwierdzeniem zdają się być kiepsko opisane sceny seksu, nie zaś łączące bohaterów relacje.

Kosik ze sporą dawką pesymizmu rozwodzi się na temat ludzkiej natury. Dotyka to zarówno samej idei kolonizacji, której prawdziwy cel – przybliżony na ostatnich kartach powieści – mocno zaskakuje, jak i wykorzystywania postępu technicznego przez ludzi coraz bardziej uwikłanych w wirtualne światy, które oferują najnowsze dostępne na rynku oprogramowania. Autor zauważa głównie destrukcyjną stronę ludzkości, która – dążąc do coraz wygodniejszej pozycji – nie jest w stanie myśleć o przyszłych pokoleniach, skutkiem czego prowadzi do powolnej autodestrukcji gatunku (miłym wyjątkiem od reguły jest tutaj postać Richarda Griffina, polityka mocno zaangażowanego w naprawę planety).

"Mars" to również (a może przede wszystkim) świetne science fiction ze sporą dawką thrillera, dzięki czemu powieść czyta się z prędkością światła. To, w połączeniu z nieco defetystycznym spojrzeniem na rozwój ludzkości, masą ciekawych spostrzeżeń i dokładnie zobrazowanym życiem na Czerwonej Planecie, rekompensuje nieudane kreacje i nic nie wnoszące wątki osobiste, ostatecznie zasługując na książkowe świadectwo z paskiem. Koniecznie czerwonym! 

Pierwotnie publikowane w serwisie POLTERGEIST.

2 komentarze:

  1. Mnie niestety Kosik nie porwał. Jasne, lepsze to niż jakieś eskapistyczne pierdoły o elfach i czarodziejach, ale jednak nie...

    Nic nowego i świeżego na tej planecie.

    Jakby co napisałem o "Marsie" u siebie - http://instrumentysamotnosci.blogspot.com/2011/12/kwadratowy-mars-rafaa-kosika.html

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Od strony bohaterów jest bardzo kiepsko, ale gorzkie spojrzenie na ludzką naturę wypadło interesująco, podobnie jak ciekawe zobrazowanie życia na Czerwonej Planecie. Opinia w tym wypadku zależy od tego, do jakich aspektów przywiązujemy większą wagę :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń