Alfabet obcości
Proza Delillo jest wypełniona charakterystyczną narracyjną
wrażliwością, dzięki czemu język pozwala w trafny sposób przedstawić
obserwacje pisarza, jego bolączki i obawy odnośnie współczesności. Takie
też są „Nazwy”, ostatnia – pod względem chronologii wydawania tekstów w
Polsce – książka pisarza.
Bohaterem rozgrywającej się w latach 70. XX wieku powieści jest James
Axton, Amerykanin, który ze względów rodzinnych i zawodowych
zamieszkuje w Grecji. Na co dzień zajmuje się „analizą ryzyka” w krajach
basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, przez co jego życie
przypomina jedną wielką podróż. Jednocześnie kuleją jego relacje z synem
i żoną, z którą jest w separacji. Przeprowadzka do Grecji wydaje się
dobrą okazją do poprawienia stosunków z rodziną. W rzeczywistości ich
wzajemny kontakt pogarsza się jeszcze bardziej, a sam bohater zaczyna
czuć się przejmująco wyobcowany.
„Nazwy” można czytać jako swoistą krytyką amerykańskiego
społeczeństwa z perspektywy Amerykanina, będącego pod wpływem obcych
kultur. W tekście wielokrotnie pojawiają się komentarze odnośnie
wątpliwej kondycji intelektualnej i tradycjonalnej rodaków głównego
bohatera. Wydają się tym bardziej dotkliwe, że padające z ust
przedstawicieli tej samej społeczności, patrzącej na ówczesny obraz USA z
powątpiewaniem lub kpiną. Jednocześnie sporo uwag poświęconych jest
owczemu pędowi ku zawodowemu czy towarzyskiemu zaistnieniu, bez względów
na cenę, jaką przyjdzie za nie zapłacić. Kontrastem dla tego typu
postawy są społeczeństwa europejskie i Bliskiego Wschodu, tak szanowane i
podziwiane przez bohaterów. Pretekstem do ukazania ogromu dorobku
kulturowego oraz jego podwalin jest wątek archeologiczny – zarówno żona
Jamesa, jak i wspólny przyjaciel rodziny, Owen, prowadzą na terenie
Grecji rozległe wykopaliska, co krok odkrywając fascynujące fakty, które
zdają się przyćmiewać obecny obraz cywilizacji i motywować bohaterów do
poznawania jej kolejnych tajemnic.
Bohaterem idealnym do zobrazowania tychże spostrzeżeń jest właśnie
James Axton, człowiek pozbawiony jakiejkolwiek narodowej przynależności,
ujawniający swój kosmopolityzm między innymi słowami: Gdyby mi się
nie powiodło, nie miałbym do czego wracać, nie należałbym do żadnego
miejsca. To Kathryn i Tap byli moim domem, jedynymi prawdziwymi
granicami, jakie miałem. Powoduje to wyobcowanie i rozdarcie postaci
pomiędzy dwoma światami – traktowanej z kpiną Ameryki i podziwianej
Europy, której jednak nie jest w stanie do końca zrozumieć, przez co ma
spore problemy z odnalezieniem się w obcym społeczeństwie – zdaje sobie
sprawę z piętna, jakim jest pochodzenie. Wpływ na to, zdaniem Jamesa, ma
również zagraniczna polityka Stanów Zjednoczonych, która przedstawia
ich obywateli na okrągło w niekorzystnym świetle. Bohater uosabia brak
zdecydowania – nie jest w stanie rozwieźć się z żoną, choć zdaje sobie
dobrze sprawę, że związek pomiędzy nimi dobiegł końca; widząc negatywne
skutki polityki własnego kraju nadal pracuje dla potężnej korporacji,
która z czasem okazuje się mieć wątpliwe intencje międzynarodowe. Tym
jednak, co wyróżnia Axtona, jest pewna niezłomność charakteru. Bohater
cały czas próbuje – zawzięcie uczy się obcych języków i stara się
odnowić konające relacje z rodziną, choć zdaje sobie sprawę, że w obu
przypadkach poświęcony temu czas idzie na marne. Jego braki na tym polu
można odbierać jako symbol niemożności dogłębnego poznania i
przeniknięcia do obcych kultur, które tak bardzo go pociągają, oraz
porozumienia się – zarówno z ich przedstawicielami, jak i najbliższymi –
żoną, synem, przyjaciółmi z pracy.
Ważne obserwacje dotyczą również tytułowej kwestii – nomenklatury.
Bohaterowie, podążając za tropem pewnego kultu, mocno zakorzenionego pod
względem tradycji w starożytności, zastanawiają się nad istotą dorobku
językowego świata oraz tym, w jaki sposób poszczególne mowy kształtowy
się i miały wpływ na dzisiejszy obraz cywilizacji. Istotnym wnioskiem
jest uznanie ważnych nazw za swego rodzaju nośnik skojarzeń i wiedzy o
danym aspekcie kultury. Bohaterowie zwracają uwagę na to, jaki efekt
mają zmiany utartych nazw państw, jak choćby Persji na Iran, doszukując
się w tym zamierzonego przez zbiurokratyzowane państwa zatarcia w
pamięci ludzi filarów kulturowego i historycznego dziedzictwa.
„Nazwy” to kolejna wartościowa pozycja w twórczości Dona Delillo.
Autor przygląda się bacznym okiem budzącym jego niepewność zjawiskom,
poddając je pod wątpliwość i zastanawiając się nad kondycją moralną i
kulturową dzisiejszej cywilizacji. Książka momentami zahacza o elementy
kryminału i powieści drogi, dając pisarzowi kolejne okazje do głębokich
wywodów na temat różnych miejsc świata, jednocześnie przykuwając
zainteresowanie czytelnika.
Pierwotnie publikowane w serwisie Lubimy Czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz