sobota, 22 grudnia 2012

Metafizyczna wędrówka

„Ten wart wolności, jak i życia, kto je codziennie zdobyć musi!” – to pochodzące z „Fausta” zdanie Philip K. Dick w swojej ostatniej powieści, „Transmigracji Timothy’ego Archera”, przytaczał kilkukrotnie niczym mantrę. Codzienne „zdobywanie” dla autora „Ubika” przede wszystkim oznaczało poszukiwanie odpowiedzi na pytania związane zarówno z sensem ziemskiej egzystencji, jak i istnieniem życia pozagrobowego. I nawet jeśli ta długa i mordercza wędrówka między kolejnymi znakami zapytania i niejednoznacznymi odpowiedziami nie doprowadziła pisarza do poszukiwanych prawd, zakończyła się powstaniem jednej z jego najbardziej rozpoznawalnych powieści – „VALISa”, stanowiącego pierwszy tom głośnej trylogii, tematycznie podsumowującej życiowe poszukiwania autora.


Na początku był promień…

Geneza powstania „Trylogii VALISa” jest równie niejednoznaczna i tajemnicza, co cała twórczość pisarza. Philip Kindred Dick był jednym z najbardziej rozpoznawalnych i płodnych (w ciągu dwóch najbardziej efektywnych lat pracy napisał jedenaście powieści i około sześćdziesiąt opowiadań) amerykańskich autorów science fiction, które – jak sam utrzymywał – było możliwością ucieczki i alienacji od społeczeństwa. W swej twórczości od początku dotykał tematów teologicznych i filozoficznych, zastanawiając się między innymi nad istotą człowieczeństwa (często ukazywał ludzkie zachowanie w zestawieniu ze sztuczną inteligencją, czego przykładem są powieści pokroju „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”) oraz prawidłowym postrzeganiem rzeczywistości („Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”). Kwestia wiary przewijała się również przez całe życie pisarza, na co wpływ miała w dużej mierze przyjaźń z ówczesnym biskupem Kalifornii, Jamesem Pike’em, o którym Dick wspomina między innymi w „Labiryncie śmierci”, „Wbrew wskazówkom zegara” czy – poświęconej alter ego Pike’a powieści – „Transmigracji Timothy’ego Archera”. Ku napisaniu „VALISa” autora pchnęło jednak coś znacznie istotniejszego.

Katalizatorem, który przyczynił się w głównej mierze do powstania powieści, było objawienia, jakiego pisarz doznał w marcu 1974 roku. Autor upierał się, że w tym czasie doświadczył manifestacji boskiej mocy, opisanej jako „różowy promień”, który poszerzył świadomość i wiedzę Dicka z zakresu religii, a także poinformował go o ukrytej przepuklinie syna. Wszystko zaczęło się krótko po usunięciu przez pisarza zęba mądrości. Kobieta, która dostarczała mu leki przeciwbólowe, miała na szyi naszyjnik w kształcie ryby. Zapytana o jego znaczenie, podkreśliła wagę tego symbolu, wspominając, że noszonego go jeszcze za czasów pierwszych chrześcijan. Od tego momentu Dick doświadczył szeregu wizji, połączonych z halucynacjami pełnymi abstrakcyjnych wzorów, jak choćby wspomniany promień. O ile informacja o chorobie syna – stosunkowo łatwa do zweryfikowania – okazała się prawdą, o tyle wiarygodność pozostałych elementów objawienia pozostaje tajemnicą. Wiadomo jednak, że począwszy od 1974 aż do 1982, roku swojej śmierci, Dick pisał tzw. „Egzegezę”, w której rozważał przyczyny swych doświadczeń i ich religijny wymiar. Kolejnym następstwem wydarzeń z 1974 roku był właśnie „VALIS”, najbardziej autobiograficzna powieść Dicka, bazująca na jego niezwykłych przeżyciach.

Koniolub Dick i ostatnia Krucjata

Historia powstania powieści jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Pierwsza wersja tekstu opartego o przeżycia z 1974 roku została odesłana przez wydawcę z prośbą o dokonanie zmian. Dick postanowił więc napisać całą książkę od nowa, czego efektem jest właściwy „VALIS”. Wcześniejsza wersja z czasem również została opublikowana jako „Wolne radio Albemuth”, powieść pełna zbieżności i podobieństw do swej szerzej rozpowszechnionej następczyni. Nazwanie „VALISA” tekstem autobiograficznym nie jest do końca zgodne z prawdą. Autor występuje bowiem w powieści pod dwoma postaciami – jako Phil, znany pisarz science fiction (co by się zgadzało) oraz Koniolub Grubas, cierpiąca na depresje, alternatywna osobowość autora, której nazwa pochodzi od greckiego znaczenia imienia „Philip” („kochający konie”) oraz niemieckiego tłumaczenia słowa „dick” („gruby”). Koniolub, podobnie jak autor powieści, doznał objawienia, które zapoczątkowało pisanie „Egzegezy”, łączącej dogmaty między innymi gnostycyzmu, kabały, Biblii czy new age. Tego typu zbieżności z życiem pisarza jest dużo więcej – te same wizje, uzależnienie od narkotyków, śmiertelna choroba przyjaciółki i tym podobne.

„VALIS” to powieść ciężka, w której Dick daje upust zbierającym się przez całe życie pytaniom. Szuka istoty odpowiedzialnej za całe zło świata, symbolizowane odejściem wspomnianej przyjaciółki czy – z przymrużeniem oka – uśmierconym bez powodu kotem jednego ze znajomych głównego bohatera. Koniolub (czy też Dick) wierzy, że tytułowy „VALIS” (skrót od angielskiego określenia „Vast Active Living Intelligence System”), dzięki któremu pisarz doznał objawienia, to satelitarna sieć, przekazująca za pomocą „różowego promienia” sygnały i informacje na Ziemię, w celu ułatwienia kontaktu ludzi z istotami pozaziemskimi czy absolutem. Tekst przynosi zarówno odpowiedzi na trapiące pisarza kwestie, jak i kolejne pytania, które – jak można się domyślić – zaprowadziły Dicka do następnej, tematycznie podobnej powieści.
Inwazja wątpliwości

„Boża inwazja” jest dużo bardziej logiczna od poprzedniczki i pozbawiona charakterystycznego dla niej chaosu. Powieść opowiada o losach Herba Ashera, kolonistę planety CY30-CY30 B, mającego za zadanie odbieranie sygnałów wysyłanych przez satelity. Pewnej nocy słyszy głos przedstawiający się jako Jah, miejscowe bóstwo czczone przez autochtonów – zamieszkujących planetę, mało inteligentnych robotów. Istota we śnie uświadamia Asherowi, iż jego znajoma, Rybys, nosi w sobie boską istotę, którą – z powodu ciężkiej choroby – będzie w stanie urodzić jedynie na Ziemi, parodiując w ten sposób biblijną opowieść o niepokalanym poczęciu. Tajemniczy głos zleca protagoniście zawarcie formalnego związku z kobietą oraz opiekę nad nią podczas podróży na Błękitną Planetę, gdzie Bóg – zaraz po swoim przyjściu na świat – zamierza dokonać całkowitej zagłady uniwersum. Po dotarciu na miejsce Rybys ulega jednak wypadkowi, w wyniku którego traci życie. Dziecko rodzi się żywe, jednakże w skutek powikłań na dziesięć lat traci pamięć, a wraz z nią wszelkie wspomnienia dotyczące celu swojej wizyty.

W przeciwieństwie do „Valisa”, gdzie Dick odniósł się do ogromnej liczby wyznań i ruchów religijnych, w Bożej inwazji autor czerpie głównie z Biblii, kabały oraz gnozy. Idea tej ostatniej ma największy wpływ na kształt powieści – autor przeistacza stare podania, według których na początku pojawiły się dwie bliźniacze istoty mające wykreować swoje odrębne światy. Jedna z nich okazała się jednak kaleką i to właśnie ona stworzyła miejsce pełne wad, w którym żyjemy. Naprawę tegoż uniwersum postawił sobie za cel jej antagonista, który od wieków stara się do niego przeniknąć, by dokonać tytułowej bożej inwazji.

Tym razem autor, rozwodząc się nad przyczyną ziemskich nieszczęść i niedoskonałości, takich jak nieuleczalne choroby czy śmierć, zastanawia się, jak wyglądałby świat idealny, pozbawiony wszelkich błędów. Następnie konfrontuje tę idylliczną wizję z rzeczywistością, która – w swoim założeniu – miała być szara i dzięki temu realna, dochodząc ostatecznie do wniosku, że jedynie prawda, choćby najbardziej bolesna, daje właściwą satysfakcję; świat doskonały natomiast zawsze pozostanie nieprzynoszącą spełnienia iluzją, którą zdradza wieczna nieskazitelność.

Dick zastanawia się również nad rosnącym zaufaniem do nauki, prowadzącym do braku jakichkolwiek wątpliwości dotyczących struktury świata oraz coraz rzadszych rozważań filozoficzno-egzystencjalnych społeczeństwa. Tworząc alternatywną wizję Ziemi opanowanej przez tak zwany Światopogląd naukowy, odsuwający w cień sens wiary i pozostawiający badania bytu jedynie dziedzinom ścisłym, zwraca uwagę na istotę takowych refleksji, gdyż – jak słusznie zauważyła w przedmowie Maja Lidia Kossakowska – z biegiem lat coraz mniej osób poświęca czas tego typu problemom, a ci, którzy się na to porywają, często uważani są za dziwaków lub wręcz chorych psychicznie. Problem ten Dick porusza zresztą ponownie w „Transmigracji Timothy’ego Archera”, gdzie ustami Angel Archer, protagonistki i narratorki, mówi o tym, jak ciężko dziś uwierzyć w coś, co wykracza poza możliwości nauki. Bohaterka zauważa, że człowiek w takim przypadku jest w stanie szukać dziesiątek – czasem w ogóle nielogicznych – wytłumaczeń, byle tylko odrzucić możliwość jakiejkolwiek paranormalnego, wykraczającego poza rozumowanie zjawiska.

O sowach w świetle dziennym

Określanie „Transmigracji Timothy’ego Archera” trzecim tomem trylogii to kwestia umowna. Tak naprawdę zakończeniem cyklu miała być inna powieść, którą Dick pisał w momencie swojej śmierci, i która nigdy nie ujrzała światła dziennego, przez co „Transmigrację…” – ze względu na podobną tematykę – uznaje się za luźną kontynuację poprzednich tekstów, mimo że odróżnia ją od pozostałych jeden istotny element – brak elementów typowych dla science fiction. „The Owl in Daylight” to tytuł niedoszłej powieści, która – oczywiście opierając się na nie do końca potwierdzonych informacjach – zapowiadała się niezwykle ciekawie. Miała opowiadać o niejakim Edzie Firmley’u, kompozytorze przygotowującym muzykę do filmów klasy B, oraz jego zetknięciu się z humanoidalną rasą z odległej galaktyki, charakteryzującą się nietypowym systemem komunikacji bez użycia dźwięków. Szamani owego ludu, wyjątkowi na tle całej rasy, zobaczywszy Ziemię oraz mnogość jej odgłosów, uznali to miejsce za raj, jednak – biorąc po uwagę unikalny rozwój gatunku – nie byli w stanie przekazać tych doświadczeń swoim braciom. Ich najbardziej wyostrzonym zmysłem z kolei miał być wzrok, dzięki któremu potrafili dostrzegać światło i świat w dużo szerszym spektrum niż człowiek, który – w oczach przybyszów – uchodził za istotę prawie ślepą – coś, czym z kolei dla człowieka jest kret (kwestię tajemniczego tytułu mamy rozwiązaną). Losy kompozytora i dziwnych przybyszów stykają się, gdy wiozący ich na Ziemię statek porywa Eda. Obcy umieszczają w głowie bohatera wtyczkę, dzięki której mogą przejmować odbierane przez niego sygnały dźwiękowe, napawając się odmienną gamą dźwięków, jaką oferuje Błękitna Planeta.

Powieść miała być hołdem złożonym „Boskiej komedii” Dantego, której autor był ogromnym wielbicielem. Po wielu próbach odtworzenia pomysłu Dicka, prób wydania ostatniej powieści Amerykanina zaniechano. Książkę o identycznym tytule wydała natomiast jedna z pięciu żon pisarza, Tessa Dick. Zaznaczała jednak wielokrotnie, iż jej tekstu nie bazuje w żadnym stopniu na zarysie sporządzonym przez zmarłego męża, a jej celem było jedynie oddanie niepowtarzalnego ducha powieści Dicka.

Kolejna wycieczka po święty Graal 

Ostatnią powieścią cyklu jest przywoływana wielokrotnie „Transmigracja Timothy’ego Archera”. Tekst był pokłosiem przyjaźni między pisarzem a biskupem Kalifornii, Jamesem Pike’em. Tytułowego Tima Archera śmiało można określić alter ego niesławnego kaznodziei, który także w rzeczywistości – mimo swoich biskupich godności – często kwestionował wiarę i szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania, snując rozmaite, niejednokrotnie zwariowane teorie, przypominając momentami Kobioluba Grubasa z pierwszej części trylogii. Podobieństwo widać również w relacjach duchownego z dzieckiem – zarówno u Pike’a, jak i Archera syn popełnia samobójstwo, które z kolei stało się motywacją do serii seansów spirytystycznych, mających umożliwić kontrowersyjnemu biskupowi kontakt ze zmarłym.

Tekst skupia się przede wszystkim na tematyce śmierci. Owszem, poprzednie tomy umownej trylogii również oscylowały wokół śmiertelnych chorób i trudnych pożegnań, tutaj jednak jego tego najwięcej. Co za tym idzie – sporo jest rozmyślań na temat sensu egzystencji oraz przypuszczeń dotyczących życia pozagrobowego. Główny bohater – zafascynowany odwieczną tajemnicą – sięga, podobnie zresztą jak jego rzeczywisty pierwowzór, po rozmaite okultystyczne techniki, by porozumieć się ze zmarłym synem. Pragnienie dotarcia do wiedzy o życiu po życiu prowadzi do oddalenia się od Kościoła. Dystans między biskupem a jego duchownym zwierzchnictwem zwiększa się jeszcze bardziej wraz z pewnym odkryciem, poddającym pod wątpliwość istnienie Jezusa oraz autentyczność jego nauk. Ostatecznie prowadzi to do odejścia Archera/Pike’a od dogmatów wiary katolickiej i kolejnych poszukiwań na własną rękę.

 Między prawdą a Bogiem

Zdania na temat ostatnich powieści Dicka są mocno podzielone. Część pisarzy, jak choćby Ursula LeGuin, zarzuciło autorowi „Ubika” szaleństwo, uznając niedorzeczne teorie i rzekome objawienie za efekt wieloletniego eksperymentowania z narkotykami. W obronie pisarza stanął między innymi popularny polski publicysta i tłumacz, Lech Jęczmyk. W przedmowie do najnowszego wydania „VALISu” przytoczył tezę, którą w powieści „Dziennik” swego czasu postawił amerykański pisarz, Chuck Palahniuk. Autor słynnego „Fight clubu” słowami przepełnionej goryczą protagonistki wysnuł wniosek, iż dopiero w momencie największego cierpienia artysta zdolny jest do tworzenia dzieł wyjątkowych. Swoją teorię podparł kilkoma przykładami, między innymi odwołując się do osoby słynnego włoskiego skrzypka, Paganiniego, którego największe działa powstały w momencie, gdy muzyk poupadał na zdrowiu, dręczony kiepską sytuacją finansową, syfilisem i masą innych chorób. Co ciekawe, podobny wniosek wysnuł Henry Miller, z tym, że w bardziej dziejowym sensie. W napisanej po powrocie z dziesięcioletniego pobytu na obczyźnie powieści „Klimatyzowany koszmar” pisarz stwierdza, że największy rozwój sztuki przypadał na czasy największej niedoli i cierpienia, tłumacząc w ten sposób słabą kondycję ówczesnych przedstawicieli amerykańskiej bohemy. Podobnie jest z Dickiem, którego Jęczmyk stara się bronić, podając za przykłady poniektóre sceny powieści, które okazują się bardziej przemyślane, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka.

Fakt, iż ostatnie powieści Dicka poświęcone były przede wszystkim metafizycznym rozmyślaniom, nadaje „Trylogii VALISa” pewnej symboliki na tle całej twórczości autora. Jego sytuacja przypomina nieco znakomity film „American Beauty”, gdzie grany przez Cevina Space’ego bohater na rok przed śmiercią – o której oczywiście nie miał zielonego pojęcia – zaczyna zmieniać swoje życie i spełniać najbardziej skryte marzenia. Podobnie jest z Dickiem, który, mimo że nie spodziewał się swojej śmierci, na kilka lat przed nią zaczął szukać odpowiedzi na nurtujące go przez większość życia kwestie. To, czy obecnie pije po drugiej stronie Absynt z Hemingwayem, powrócił jako bothisattwa czy też osiągnął nicość, pozostaje osądzać filozofom i religioznawcom. Ci zresztą docenią boskość jego ostatnich powieści w szczególności.

Felieton pierwotnie publikowany w czasopiśmie "Czas Fantastyki" (nr 3/2012).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz