To żyje!
Dziesiątki wydawanych regularnie wznowień, trzy niezwykle popularne
ekranizacje i jedno nazwisko. To, że „Solaris” Stanisława Lema jest jednym z
najwybitniejszych osiągnięć literatury science-fiction,
pozostaje faktem niezaprzeczalnym. Za sprawą czego jednak książka zyskała tak
ogromny rozgłos?
Kris Kelvin przybywa na Solaris,
tajemniczą planetę, będącą dla Ziemian na etapie poznawania, by wesprzeć
tamtejszą stację badawczą. Wieści, którymi bohater zostaje powitany, nie należą
do najweselszych – jeden z jego znajomych, pracujący na stacji Gibarian,
okazuje się być martwy. Dodatkowo atmosfera wśród stacjonujących wydaje się
cokolwiek dziwna. Z czasem Kelvin poznaje przyczynę owej paranoi, powiązaną
mocno z największym sekretem Solaris – niezbadanym oceanem, przypominającym
strukturą i wywieranym na otoczenie wpływem żywą istotę.
„Solaris” to niezwykle oryginalne
spojrzenie na problem pierwszego kontaktu. Przebywający na stacji bohaterowie
spotykają idealnie odwzorowane modele niekiedy już nieżyjących ludzi, których
spotkali lata temu na Ziemi. Mają świadomość, że po części są one tworem ich
wspomnień, po części dziełem obecnej na planecie, niewyjaśnionej siły, która
nadaje im fizyczny kształt. Wszystko to sprawia, że to nie spotykani na stacji
ludzie z przeszłości a ich kreator, owiany tajemnicą ocean, ukazany jest jako
obca forma inteligencji, z którą kontaktu próbują podjąć się bohaterowie
powieści.
Tekst ukazuje kruchość i brak
znaczenia człowieka we wszechświecie. Wspomniany ocean, w stosunku do istoty
ludzkiej, sprawia wrażenie niezmierzonego molochu, kierującego się własnymi,
pokrętnymi zasadami i niezrozumiałą dla człowieka logiką. Efektem tego nie
tylko kontakt, ale nawet próby zbadania tajemniczej masy kończą się fiaskiem,
co podkreśla słabość ludzkiej rasy. Ostateczne porównanie oceanu do zalążka
rozwijającego się bóstwa chyba najtrafniej oddaje przepaść między nim a
człowiekiem.
„Solaris” to nie tylko jednak
interesujące spojrzenie na pierwszy kontakt, ale również świetna powieść. Autor
rozwija równolegle kilka wątków, połączonych wspominanym wyżej motywem badania
planety. Mamy do czynienia z problemami natury uczuciowej, kwestią niezgodności
w grupie, wywołaną zgubnym wpływem paranoi i wzajemnych podejrzeń, oraz
wciągającymi opisami planety – jej historii, warunków geograficznych i
atmosferycznych, a także przebiegu poszczególnych badań i natury wyjątkowego
oceanu. Wszystkie wątki przeplatają się, nadając akcji tempa, a biorąc pod
uwagę niezbyt duży rozmiar powieści, całość czyta się w mgnieniu oka. Kolejnym
atutem temu sprzyjającym jest styl Lema. Pisarz stroni od fachowego języka,
dostosowując poziom do przeciętnego odbiorcy, dzięki czemu język nie koliduje z
szybkością pokonywania kolejnych rozdziałów.
„Solaris” jest powieścią, która
powinna przypaść do gustu zarówno ortodoksyjnym fanom science-fiction, jak i najzwyklejszym miłośnikom dobrej literatury.
Lemowi z łatwością udaje się połączyć naukowe wywody i niezwykle interesujące
teorie z porywającą fabułą, dzięki czemu spektrum potencjalnych odbiorów
powinno być szerokie. Dodatkowym atutem jest także wyjątkowa, mroczna i duszna
atmosfera powieści, spowodowana ciągłym zagrożeniem i świadomością odcięcia od
wszelkich form cywilizacji.
Jedna z trzech wspomnianych w leadzie ekranizacji jest stosunkowo świeża, poniżej wrzucam trailer. Clooney w roli głównej, więc panie powinny być wniebowzięte ;)
PS Film obejrzałem i stwierdzam, że jest strasznym gniotem. Najważniejsze wątki zostały pominięte (nawet nie ma mowy o wspomnianym oceanie, chyba najważniejszym elemencie Solaris), a całość przypomina nakręcone bez polotu romansidło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz