Wycieczka obowiązkowa!
W życiu podejmujemy masę niezbyt
trafnych decyzji, które potem odbijają się w mniej lub bardziej dotkliwy sposób
na naszej przyszłości. Ciekaw jestem, co kierowało Celinem, który – podobnie
jak jego alter ego, Ferdynand
Bardamu, protagonista „Podróży do kresu nocy” – nienawidząc ludzi i świata
zdecydował się na studiowanie medycyny i pomaganie zazwyczaj biednym pacjentom.
Istny strzał w stopę.
Wspomniany Bardamu podczas
rozmowy z przyjacielem ze studiów spontanicznie podejmuje decyzję o
zaciągnięciu się do armii. Tak zaczyna się podróż, która przeprowadzi bohatera
przez pola walki I Wojny Światowej, afrykańskie kolonie czy amerykańską
aglomerację, dając okazję do sporej ilości zarówno interesujących, jak i często
ciężkich, defetystycznych przemyśleń.
Pierwszą kwestią, z którą
rozprawia się protagonista, jest wojna, patriotyzm i podstawowe wartości
ówczesnej Francji. Podchodząc ze sporym dystansem do często fałszywego
zaangażowania pozostałych żołnierzy w przebieg konfliktu oraz sytuację
polityczną, Bardamu postrzega wojnę bardzo krytycznie, zastanawiając się, czym
naprawdę jest patriotyzm. Celine stworzył wizerunek rezolutnego tchórza,
starającego się jedynie przeżyć i wywinąć wojskowych obowiązków. Skutkuje to
masą zabawnych komentarzy, przepełnionych po brzegi czarnym humorem, sarkazmem,
wulgaryzmami i pesymizmem.
Konie to jednak mają szczęście, bo chociaż dostaje im się w czasie
wojny, tak jak nam, to przynajmniej nie wymaga się od nich , aby się pod tym
podpisywały, żeby udawały, że w to wszystko wierzą. (…) A dla nas, cóż,
niestety, cały ten kurewski entuzjazm.[1]
Kolejne baty wymierzone są w
politykę kolonialną. Autor obrazuje tragiczną pod względem warunków życia
sytuację w afrykańskich koloniach, stawiając w jednym rzędzie gnijące ludzkie
wartości z wegetującymi na granicy rozpadu plemionami i grupami kolonizatorów.
Następnie dostaje się amerykańskiej mentalności, szczególnie utracie
indywidualności, pretensjonalności i, wynikającej z życia w wielkim mieście,
anonimowości. Nowy Jork ukazany jest jako miasto-moloch, gdzie ludzie zlewają
się w jedną bezkształtną, pozbawioną imion masę.
Tam, gdzie byłem, na górze, można było krzyczeć sobie do nich, do tych
na dole, co tylko się chciało. (…) Nic, zupełnie nic. Jest im to obojętne. A im
większe i wyższe jest miasto, tym większy mają na wszystko zlew.[2]
„Podróż do kresu nocy” głównie
jednak traktuje o sensie ludzkiej egzystencji, i to właśnie te przemyślenia
zaprzątają bohaterowi głowę w największym stopniu. Autor zastanawia się nad
istotą ciągłego pędu, zrodzonej w ludzkiej podświadomości nadziei na los inny
od tego, jaki go w istocie czeka. Dosyć brutalnie konfrontuje czytelnika z
przykładami śmiertelnie chorych pacjentów, robiąc mocne wrażenie i oswajając z
wizją końca życia. Śmierć przedstawiana jest często w ujęciu epokowym, dzięki
czemu pisarz stara się wyjaśnić bezsens istnienia, którego finał zawsze jest
taki sam, i po którym pamięć przypada tylko jednostkom nielicznym. Z punktu
widzenia Bardamu ludzkość często ukazywana jest jako jego trzoda, zwierzęta,
które pewnego dnia i tak z pewnością umrą, nie pozostawiając – bez względu na
włożony wysiłek – śladu po sobie. Poraża szczerość bohatera, jego jednoznaczne
pogodzenie się z losem i zimny stosunek do świata.
„Podróż do kresu nocy” zasłużenie
zalicza się do klasyki literatury światowej. Celine jako egzystencjalista
stworzył dzieło ponadczasowe, wypełnione nieszablonowymi, kontrowersyjnymi jak
na owe czasy poglądami i odważną krytyką. Wyjątkowy pozostaje także sposób
pisania – autor posługuje się przytoczeniami, chaotycznymi wtrąceniami,
wywołując tym wrażenie tworzonego na poczekaniu monologu, czekającego na
odpowiedź ze strony czytelnika. Gorąco polecam!
Egzystencjalizm do tej pory przemawiał do mnie głównie w wydaniu Camusa. Chętnie przeczytam i tę książkę, choć czuję, że nie będzie łatwo i przyjemnie - ale przecież podołanie wyzwaniu smakuje najlepiej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Łatwo może nie, ale przyjemnie na pewno :) pozdrówki!
OdpowiedzUsuń