wtorek, 22 maja 2012

Łowca złodziei – Stephen Deas

O dwóch takich, co zwalczali kradzież

Przykłady literackich duetów można by wymieniać bez końca – nawet na bezludnej wyspie Crusoe odnalazł swojego Piętaszka, podobnie Sherlockowi Holmesowi towarzyszył zazwyczaj Watson, a Raoulowi Duke'owi niezapomniany doktor Gonzo. Podobnie sprawa wygląda w przypadku fantastyki, czego świetnym dowodem jest niedawno wydany "Łowca złodziei" autorstwa Stephena Deasa.

Berren jest jednym z drobnych kieszonkowców, jakich pełno na ulicach Deephaven. Pewnego dnia los wiąże go z tajemniczym Syannisem, nazywającym siebie łowcą złodziei. Początkowo uprzedzony do nowopoznanego mężczyzny, chłopiec rozmyśla jedynie o tym, by wziąć nogi za pas. Z czasem jednak dostrzega masę plusów wynikających zarówno z przebywania w towarzystwie wszechstronnie wyszkolonego łowcy, jak i z wykonywania kontrowersyjnego zawodu, o którym jeszcze kilka tygodni wcześniej nawet by nie pomyślał.

Powieść Deasa od pierwszych stron wrzuca czytelnika w wir wydarzeń. Choć na początku wydaje się to dobrym rozwiązaniem – w końcu odbiorca nie ma powodów, by narzekać na nudę – z czasem zaczyna brakować momentu wytchnienia, choć na chwilę przerywającego serie pojedynków, pościgów i ciętych dialogów. W efekcie tekst można porównać do szybkiej wymiany ciosów – bez żadnego wstępu zaczyna się dynamiczna walka, kolejne rozdziały atakują nieprzerwaną kombinacją pchnięć i cięć, by na koniec zaskoczyć czytelnika efektowną fintą. O fabularnej stagnacji nie może być mowy, jednak z drugiej strony nawet najdoskonalszy szermierz momentami potrzebuje chwili oddechu.

Miedzy dwójką bohaterów nawiązuje się relacja uczeń-nauczyciel, skutkiem czego ich wzajemne stosunki przypominają nieco Durzo Blinta i Kylara Sterna, bohaterów popularnej Drogi cienia autorstwa Brenta Weeksa. Różnicą jest jednak namiastka przyjaźni, która w pewnym momencie kształtuje się między Berrenem i Syannisem. O ile ten ostatni wypada jako postać konsekwentna w swoim zachowaniu i decyzjach, o tyle w przypadku kreacji Berrena w oczy rzuca się kilka niedociągnięć. Bywa, że w jednym momencie aż rwie się do walki, by za chwilę stchórzyć i zacząć uciekać. Od czasu do czasu razi również typowy dla zachodniego fantasy cukierkowy altruizm. Dużo ciekawiej prezentuje się natomiast jego mentor. Syannis to postać o tajemniczej przeszłości – liczne wzmianki o tym, iż kiedyś był księciem, który utracił swoje wpływy, dodają charakteru pewnemu siebie, dojrzałemu bohaterowi, znającemu swoje umiejętności i miejsce w ulicznej hierarchii.

Pozytywnie wypada również świat przedstawiony. Owszem, o całym uniwersum można dowiedzieć się niewiele, a strzępy informacji, które momentami się pojawiają, kształtują jego niebyt wyraźny obraz, mówiący między innymi o obecności magii i czarodziejów (choć samego czarowania w książce jest jak na lekarstwo) czy zdawkowo o pozostałych krainach. Na uwagę zasługuje jednak dość szczegółowy opis miasta: Deephaven to port podzielony na kilka dzielnic, różniących się miedzy sobą zarówno pod względem profesji mieszkańców (o czym świadczą nawet ich nazwy – "Dzielnica szkutników", "Bogaty port"), jak i wpływów poszczególnych grup przestępczych. Prócz tego autor nie zapomina o przeszłości metropolii, co jakiś czas racząc czytelnika fragmentem jej historii bądź zabawną anegdotą z nią związaną.

"Łowca złodziei" to udana powieść łotrzykowska z elementami fantasy, dawkowanymi w wyważonych ilościach. To duży plus, gdyż czytelnik nie jest z miejsca zalewany natłokiem nowych pojęć i obszernymi wyjaśnieniami, dotyczącymi choćby systemów magii, czy spotykanych na drodze bestii. Dzięki temu pozostaje sporo miejsca na ukazanie zależności rządzących opisywanym miastem oraz na przepełnioną dynamiczną akcją fabułę. Mankamentem pozostaje jednak przewidywalność, odnosząca się zarówno do dialogów, jak i poniektórych decyzji jednego z bohaterów. 

Pierwotnie publikowane w serwisie POLTERGEIST.

2 komentarze:

  1. Ha! Moja przygoda z powieścią łotrzykowską zaczyna się i kończy na "Przygodach Dyla Sowizdrzała". Wypadałoby trochę urozmaicić wrażenia w tym zakresie:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bardzo miło wspominam "Kłamstwa Locke'a Lamorry" i polecam z całego serca ;) Nie powinnaś się zawieść :)

    OdpowiedzUsuń