środa, 4 lipca 2012

Luis - Ferdinand Celine – Podróż do kresu nocy


Wycieczka obowiązkowa!

W życiu podejmujemy masę niezbyt trafnych decyzji, które potem odbijają się w mniej lub bardziej dotkliwy sposób na naszej przyszłości. Ciekaw jestem, co kierowało Celinem, który – podobnie jak jego alter ego, Ferdynand Bardamu, protagonista „Podróży do kresu nocy” – nienawidząc ludzi i świata zdecydował się na studiowanie medycyny i pomaganie zazwyczaj biednym pacjentom. Istny strzał w stopę.

Wspomniany Bardamu podczas rozmowy z przyjacielem ze studiów spontanicznie podejmuje decyzję o zaciągnięciu się do armii. Tak zaczyna się podróż, która przeprowadzi bohatera przez pola walki I Wojny Światowej, afrykańskie kolonie czy amerykańską aglomerację, dając okazję do sporej ilości zarówno interesujących, jak i często ciężkich, defetystycznych przemyśleń.

Pierwszą kwestią, z którą rozprawia się protagonista, jest wojna, patriotyzm i podstawowe wartości ówczesnej Francji. Podchodząc ze sporym dystansem do często fałszywego zaangażowania pozostałych żołnierzy w przebieg konfliktu oraz sytuację polityczną, Bardamu postrzega wojnę bardzo krytycznie, zastanawiając się, czym naprawdę jest patriotyzm. Celine stworzył wizerunek rezolutnego tchórza, starającego się jedynie przeżyć i wywinąć wojskowych obowiązków. Skutkuje to masą zabawnych komentarzy, przepełnionych po brzegi czarnym humorem, sarkazmem, wulgaryzmami i pesymizmem.

Konie to jednak mają szczęście, bo chociaż dostaje im się w czasie wojny, tak jak nam, to przynajmniej nie wymaga się od nich , aby się pod tym podpisywały, żeby udawały, że w to wszystko wierzą. (…) A dla nas, cóż, niestety, cały ten kurewski entuzjazm.[1]

Kolejne baty wymierzone są w politykę kolonialną. Autor obrazuje tragiczną pod względem warunków życia sytuację w afrykańskich koloniach, stawiając w jednym rzędzie gnijące ludzkie wartości z wegetującymi na granicy rozpadu plemionami i grupami kolonizatorów. Następnie dostaje się amerykańskiej mentalności, szczególnie utracie indywidualności, pretensjonalności i, wynikającej z życia w wielkim mieście, anonimowości. Nowy Jork ukazany jest jako miasto-moloch, gdzie ludzie zlewają się w jedną bezkształtną, pozbawioną imion masę.

Tam, gdzie byłem, na górze, można było krzyczeć sobie do nich, do tych na dole, co tylko się chciało. (…) Nic, zupełnie nic. Jest im to obojętne. A im większe i wyższe jest miasto, tym większy mają na wszystko zlew.[2]

„Podróż do kresu nocy” głównie jednak traktuje o sensie ludzkiej egzystencji, i to właśnie te przemyślenia zaprzątają bohaterowi głowę w największym stopniu. Autor zastanawia się nad istotą ciągłego pędu, zrodzonej w ludzkiej podświadomości nadziei na los inny od tego, jaki go w istocie czeka. Dosyć brutalnie konfrontuje czytelnika z przykładami śmiertelnie chorych pacjentów, robiąc mocne wrażenie i oswajając z wizją końca życia. Śmierć przedstawiana jest często w ujęciu epokowym, dzięki czemu pisarz stara się wyjaśnić bezsens istnienia, którego finał zawsze jest taki sam, i po którym pamięć przypada tylko jednostkom nielicznym. Z punktu widzenia Bardamu ludzkość często ukazywana jest jako jego trzoda, zwierzęta, które pewnego dnia i tak z pewnością umrą, nie pozostawiając – bez względu na włożony wysiłek – śladu po sobie. Poraża szczerość bohatera, jego jednoznaczne pogodzenie się z losem i zimny stosunek do świata.

„Podróż do kresu nocy” zasłużenie zalicza się do klasyki literatury światowej. Celine jako egzystencjalista stworzył dzieło ponadczasowe, wypełnione nieszablonowymi, kontrowersyjnymi jak na owe czasy poglądami i odważną krytyką. Wyjątkowy pozostaje także sposób pisania – autor posługuje się przytoczeniami, chaotycznymi wtrąceniami, wywołując tym wrażenie tworzonego na poczekaniu monologu, czekającego na odpowiedź ze strony czytelnika. Gorąco polecam!


[1] Celine L.: Podróż do kresu nocy, wyd. Świat literacki, str. 42
[2] Celine L.: Podróż do kresu nocy, wyd. Świat literacki, str. 232/233

2 komentarze:

  1. Egzystencjalizm do tej pory przemawiał do mnie głównie w wydaniu Camusa. Chętnie przeczytam i tę książkę, choć czuję, że nie będzie łatwo i przyjemnie - ale przecież podołanie wyzwaniu smakuje najlepiej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łatwo może nie, ale przyjemnie na pewno :) pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń