O snach Amerykanów po
raz enty
Zauważyłem, że wraz z pisarzami,
którzy w młodości oczarowywali czytelnika swoją witalnością, energią i żądzą
przygód, starzeją się ich bohaterowie, a literatura zmienia swoją formę o sto
osiemdziesiąt stopni. Kerouac w „Big Sur” ukazuje swoje krytyczne i gorzkie
oblicze, „Hollywood” Bukowskiego nie epatuje już ani seksem, ani przemocą, a
„Klimatyzowany koszmar” Millera to również całkiem inna bajką, biorąc pod uwagę
jego poprzednie dokonania.
Na pewnym etapie życia pisarz
postanowił wyruszyć do Francji. Nie mając – prócz pieniędzy na statek – grosza
przy duszy, pamiętając zaledwie dwa podstawowe francuskie słowa, bez
jakichkolwiek znajomości autor słynnych „Zwrotników” wykazał się ogromną
odwagą, opuszczając ojczyznę aż na dziesięć lat. Po powrocie Miller postanowił
zwiedzić swój kraj, a wrażenia z tejże podróży opisać, czego efektem jest
właśnie „Klimatyzowany koszmar”.
Jak można się domyśleć, powieść
wręcz pełna jest porównań Stanów Zjednoczonych i Francji. Autor nie pomija
niczego – począwszy od fizycznej strony kraju (wygląd miast, architektura),
poprzez zaawansowane zmiany obyczajowe i społeczne (pojawiające się wówczas
pierwsze oznaki konsumpcjonizmu), skończywszy na sztuce zarówno amerykańskich,
jak i francuskich artystów oraz tym, jak ustosunkowane do niej jest
społeczeństwo. Ci jednak, którzy spodziewali się lekkiej powieści drogi,
okraszonej komentarzami autora odnośnie ówczesnej kondycji kraju, srodze się
zawiodą – elementów świadczących o podróżowaniu bohatera pojawia się naprawdę
niewiele; w praktyce cała powieść to wywody pisarza oraz jego nieliczne
wspomnienia z pobytu na obczyźnie. Jak można wywnioskować po tytule, serwowane
przez Millera podsumowanie Ameryki nie wypada zbyt pozytywnie na tle innych
państw europejskich. Autor na każdym kroku krytykuje kierunek, w jakim podąża
jego ojczyzna, oraz mentalność swoich rodaków. Dostrzega w nich pustkę i
dążenie do zatracenia. Podobną pustkę widzi zresztą w przepełnionych,
zatęchłych fabrycznym smrodem miastach, które nawet pod względem parków nie są
w stanie dorównać europejskim metropoliom, oraz popadających w coraz większe
zapomnienie i pogardę atrakcjach geograficznych Ameryki, jak choćby Wielki
Kanion.
To zupełnie inny Miller od tego
znanego ze „Zwrotników” czy trylogii „Różoukrzyżowania”. Zamiast o kobietach,
problemach finansowych czy zabawnych przyjaciołach tutaj pisze o dużo
istotniejszych kwestiach. Sporo miejsca poświęca sztuce, odnosząc się do niej z
ogromnym szacunkiem, co chwilami przywodzi na myśl wspomniane „Big Sur”
Kerouaca. Autor gruntownie przedstawia wiele sylwetek znamienitych, choć nie
zawsze popularnych artystów. Pojawia się miedzy innymi rozdział poświęcony
kompozytorowi Edgarowi Varèsie oraz malarzom takim jak Hilaire Hiler, Alfred
Stieglitz czy John Marin. Poza tym przeczytamy kilka zabawnych anegdot o
częściach i częściach części samochodowych, zwiedzimy parę istotnych dla
Amerykanów miejsc i dowiemy się sporo o samym kraju.
„Klimatyzowany koszmar” to pokaźny zbiór informacji o Stanach
Zjednoczonych z końca lat trzydziestych XX wieku. Informacji ujętych w bardzo subiektywny
sposób, przeplatających się z ciekawymi spostrzeżeniami i intrygującymi
poglądami. Momentami jednak brakuje w nim elementu przygodowego, czegoś, czego
można było uświadczyć, czytając wcześniejsze powieści autora. Ten młodzieńczy,
nieco perwersyjny i wiecznie szukający wrażeń duch gdzieś się niestety
zapodział.
Millera jestem ciekawa od dawna, ale może nie będę po prostu zaczynać od tej pozycji, skoro inne jego książki są lepsze.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt! ;)
'Zwrotnik Raka' polecam tak na pierwszy ogień ;) Wzajemnie, wesołych :)
OdpowiedzUsuń