czwartek, 8 grudnia 2011

Jack Ketchup – Królestwo spokoju

Krew, pot i łzy


Jack Ketchum to pisarz, który – mimo iż debiutował stosunkowo niedawno – urzekł miliony swoim charakterystycznym stylem, pomysłami i niezwykłą atmosferą, wygryzając sobie wysoką pozycję wśród światowej sławy pisarzy grozy. W Polsce autor znany jest głównie za sprawą kilku ciepło przyjętych powieści, niedawno natomiast ukazał się pokaźny zbiór opowiadań tegoż autora zatytułowany „Królestwo spokoju”.

Ów zbiór to ponad czterysta stron historii, na których krew ścieka hektolitrami, mieszając się ze łzami, moczem, fekaliami i spermą. Ketchum po raz kolejny udowadnia, iż jest pisarzem bezkompromisowym, nie znającym granicy dobrego smaku i mającym gdzieś jakiekolwiek ograniczenia – począwszy od (dosłownie!) mocnego strzału, kolejne opowiadania epatują coraz głębszym nihilizmem, który z pewnością odrzuci sporą część potencjalnych czytelników. Ku zaskoczeniu jednak, pośród kolejnych rzezi, zbiorowych gwałtów, krwawych wendet i im podobnych znajdzie się miejsce na bardzo poważne tematy, dotyczące egzystencji czy wyobcowania, jak choćby „Pośród lekko rannych”, przywodzące na myśl twórczość Franza Kafki. Opowiadania te nie opierają się na zaskakujących zwrotach akcji czy zatrważających pomysłach, dają natomiast okazję do refleksji, zazwyczaj nacechowanych negatywnymi emocjami. Fani klasycznych horrorów mogą jednak odetchnąć z ulgą – opowiadania tego pokroju stanowią zdecydowaną mniejszość.

Ketchum jest mistrzem, jeśli chodzi o tworzenie niezwykle wyrazistych postaci – skruszony gwałciciel, niebezpieczne i mściwe małżonki, zatwardziali alkoholicy czy całe rodziny dręczone toksycznymi relacjami – to tylko przykład niesamowitej palety bohaterów, których barwy zazwyczaj oscylują pomiędzy czarnym a jeszcze bardziej czarnym, ale nigdy szarym – „zwyczajna postać” to dla autora oksymoron. Efekt ten osiąga głównie dzięki głębokiemu wniknięciu w psychikę bohaterów, przez co nawet najbardziej wyjątkowy z nich będzie sprawiał wrażenie autentycznego – szczególnie rzuca się to w oczy, gdy pisarz sięga po pierwszoosobową narrację. Logika niektórych jednostek bywa mocno pokrętna, przemyślenia i uwagi niecodzienne, a zachowanie raz po raz wprawia w osłupienie.

Autor pisze ciekawym stylem, często stylizowanym na wypowiedz charakterystyczną dla typu postaci, będącej aktualnie bohaterem danej historii. Bawi się również konwencjami, skacząc poprzez naturalizm, surrealizm, na oniryzmie kończąc; co w efekcie sprawia, że każde opowiadanie czyta się na inny sposób i ciężko odczuć znużenie, nawet biorąc pod uwagę powtarzające się obrazy wypływających wnętrzności i oceanów juchy.

„Królestwo spokoju” to zbiór równych poziomem opowiadań, potrafiących zaintrygować już po kilku pierwszych zdaniach, nasuwając skojarzenie z takimi antologiami jak „Wszystko jest względne” Kinga. Z drugiej strony książka pozostawia gorzki posmak, brutalnie odbiera nadzieję na lepszy świat oraz wiarę w człowieka – nihilizm, apatia i obrazy przemocy, zahaczającej momentami o turpizm, z pewnością zniechęcą wrażliwych odbiorów już po kilku stronach. Pozostali mogą sięgnąć po zbiór z „królewskim spokojem” – na pewno się nie zawiodą.

Recenzja pierwotnie opublikowana w serwisie Gilidia.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz