poniedziałek, 12 grudnia 2011

Peter Watts - Rozgwiazda

Pełne  zanurzenie

Ledwie muśnięte ludzkim dotykiem morskie głębiny to temat fascynujący i dający ogromne pole do popisu wyobraźni twórcy. Nikt nie wie tego lepiej niż Peter Watts, doktorat biologii morskiej, którego „Rozgwiazda” łączy w zgrabny sposób wątki naukowe z elementami dobrze napisanej powieści.

Znajdująca się trzy kilometry pod powierzchnią Oceanu Spokojnego elektrownia potrzebuje obsługi. Jak się jednak okazuje, jedynymi, którzy są w stanie przebywać na tejże głębokości, są ludzie przyzwyczajeni do ciągłego stresu, fizycznego bólu i pogardy, a więc różnej maści społeczni odszczepieńcy, outsiderzy i mordercy, zazwyczaj niezbyt zdrowi na umyśle. Jakby tego było mało, cała załoga zostaje genetycznie zmodyfikowana i przystosowana do warunków panujących na dnie Pacyfiku. Obfituje to od samego początku plejadą niezwykłych, tajemniczych postaci, jak choćby Gerry Fischer, który pod względem wyboru partnerów łóżkowych (a w szczególności ich wieku) przypomina pewnego bohatera Nabokova. Watts w dużej mierze skupia się na psychice bohaterów, ukazując wpływ nietypowego otoczenia na ich wewnętrzną przemianę bardzo drobiazgowo.

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki autor obrazuje atmosferę ryftu, trudno nie dostrzec analogii do innej  powieści jego autorstwa – „Ślepowidzenia”. Oceaniczne dno wydaje się w ten sam sposób niebezpieczne i nieprzewidywalne, co niezbadane przestrzenie kosmiczne; życie na nim jest równie ubogie, a warunki nieznośne. Do tego dochodzi nieustanne odczucie zagrożenia, czyhającego w morskich otchłaniach, które potęguje specyficzny, surowy język, pełen zimnych kalkulacji, nie rażący jednak przesadną ilością naukowych pojęć, co po porównywalnie ciężkim, pełnym fachowego słownictwa „Ślepowidzeniu” stanowi przyjemną odskocznię.

„Rozgwiazda” porywa rozmiarem swej wizji, nietuzinkowymi postaciami oraz nietypową atmosferą wszechobecnego mroku i odosobnienia. Watts podobnie jak Hesse stara się scalić dwie natury – ludzką i zwierzęcą – w jedno, zastanawiając się nad przyczynami odhumanizowania oraz jego skutkami. Warto „zanurzyć” się na te kilkanaście godzin – samo zakończenie jest w stanie wstrzymać oddech na długo.


Jako bonus utwór, który - według autora - idealnie wprowadzą w atmosferę powieści. Oceńcie sami.



2 komentarze:

  1. Piosenka bardzo nastrojowa, a do książki zachęciłeś.
    Lubię takie historie, więc mam nadzieję, że mi też się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak najbardziej, ja ostrzę sobie zęby już na kontynuację. "Wir" od niedawna gości na półkach sklepowych, słyszałem, że dotrzymuje kroku poprzedniczce : )

    OdpowiedzUsuń