piątek, 4 maja 2012

Jack Ketchum – Potomstwo

Smakowite, acz niezaspokajające

Kulinarne autorytety pokroju Anthony’ego Morleya, Armina Meiwesa czy Hannibala Lectera przekonują od lat o wyższości mięsa ludzkiego nad zwierzęcym. Mimo że ponoć to trochę nielegalne, zdecydowałem się – będąc otwartym na egzotyczne kuchnie – sprawdzić, co na temat tych kontrowersyjnych i groźnych dla zdrowia (nie tylko zresztą spożywającego) nawyków żywieniowych ma do powiedzenia Jack Ketchum. Choć lektura „Potomstwa” nie zaspokoiła mojego głodu, okazała się nieskomplikowaną i smaczną przekąską.

Najnowsza powieść autora „Dziewczyny z sąsiedztwa” opisuje niewiele ponad dobę z życia mieszkańców Dead River, niewielkiego miasteczka w stanie Maine. Dziesięć lat wcześniej było ono nękane atakami tajemniczego plemienia, charakteryzującego się dziką naturą oraz nietypowym kulinarnym zamiłowaniem. Emerytowany policjant, George Peters, jest jednym z nielicznych, którzy stawili wtedy klanowi czoła i mogą się dziś pochwalić tym, że żyją. Gdy okazuje się, że grupa kanibali powróciła, dręczony koszmarami z przeszłości i wspomnieniami o zmarłej żonie starzec postanawia wspomóc miejscową policję wiedzą i doświadczeniem. Czy one wystarczą?

Ketchum rozpoczyna powieść w myśl zasady Alfreda Hitchcocka – już na pierwszych stronach jesteśmy szokowani turpistycznymi, brutalnymi obrazami, a dalej napięcie tylko wzrasta, wpływając dodatnio na tempo czytania. I tu pojawia się chyba największa wada „Potomstwa” – tekst liczy niecałe trzysta stron, tak więc dostarcza rozrywki jedynie na kilka krótkich godzin, pozostawiając czytelnika z odczuciem niedosytu. Irytuje brak szerszych informacji odnośnie celów tajemniczego plemienia oraz tego, gdzie podziewało się przez lata nieobecności (pojawiają się jedynie pewne przypuszczenia). Sporo jest także rozmaitych niedomówień – czemu ludzie o kanibalistycznych upodobaniach zjadają tylko określonych osobników, a niektórych pomijają? Po co decydują się zachować przy życiu jedynie wybranych (i co wpływa na ten wybór), skoro chwilę później pozwalają im zginąć? Podobnych, pozostawionych bez odpowiedzi pytań jest stanowczo za dużo.

Zacząłem od wad, jednak w ostatecznym rozrachunku muszę ocenić ten „posiłek” pozytywnie. Przede wszystkim na uwagę zasługują głębokie kreacje. Ketchum ma niezaprzeczalny dar, dzięki któremu już po kilku zdaniach opisu przedstawiani bohaterowie stają się wiarygodni i interesujący. Wprawdzie postać starganego życiem policjanta może nie należy do najoryginalniejszych, ale przyczyny jego obecnego stanu ducha są zobrazowane bardzo szczegółowo. Świetnie skonstruowany jest inny z bohaterów, który, mając na co dzień sadystyczne upodobania, w obliczu zagrożenia okazuje się tchórzem. Zresztą nawet epizodyczne postaci, zajmujące nie więcej niż trzy strony tekstu, są w stanie pozostać w pamięci na dłuższą chwilę. Na tym polu pisarz pozostaje zwycięzcą.

Kolejnym plusem jest sposób opowiadania historii. Mając zarys opowieści z perspektywy różnych osób, czytelnik otrzymuje złudzenie, że czyta kilka innych książek jednocześnie. Każdy z bohaterów obdarzony jest odrębnym charakterem, przez co makabryczne wydarzenia z nocy dwunastego i trzynastego maja 1992 roku inaczej odbierane są przez żyjącego marzeniami nastolatka, świeżo upieczoną mamę czy starego i doświadczonego glinę. Do tego dochodzi świetny nastrój – akcja powieści rozgrywa się w przeciągu jednego dnia (i oczywiście jednej nocy), dzięki czemu mamy do czynienia z atmosferą zaskoczenia i wszechobecnego, nieznanego zagrożenia. Ciekawie ukazana jest przemiana bohaterów, którzy w obliczu niezwykłych wydarzeń zapominają o swojej codzienności i, starając się przetrwać, ewoluują w istoty drapieżne, zdane jedynie na własną siłę i instynkt.

„Potomstwo” to danie niezbyt zaspokajające apetyt, jednakże oferujące kilka godzin rozrywki na wysokim poziomie. Nie licząc krwawych scen, tekst można uznać za jeden z lżejszych w dorobku pisarza – brak tu sporej dawki nihilizmu i defetyzmu, które były nieodłączną częścią choćby „Królestwa spokoju”. Polecam spróbować na zimno, najlepiej w słabo oświetlonym pomieszczeniu w środku nocy – wtedy smakuje najlepiej!

Pierwotnie publikowane w serwisie Gildia.pl.

3 komentarze:

  1. Generalnie się z Tobą zgadzam:) Kanibale i ich praktyki to jednak nie moje klimaty, wolę Ketchuma w bardziej psychologicznym wydaniu, jakie zaprezentował choćby w "Jedynym dziecku" czy "Dziewczynie z sąsiedztwa".
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na "Dziewczynę..." cały czas poluję, bo ciągle słyszę o niej masę pozytywnych komentarzy ;) Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Ketchumem mam jak najbardziej pozytywne wspomnienia. Choć wolę Kinga.

    OdpowiedzUsuń