Mesjanizm umiera na
krzyżu
Każdy chyba raz w życiu musiał
zmagać się z polskim romantyzmem, na którym od wieków odciśnięte pozostaje
piętno marzeń o odzyskaniu niepodległości. Zdania są podzielone. Patrioci
nieprzerwanie doceniają mesjanistyczne idee, przez co usunięcie dzieł –
przykładowo – Mickiewicza z listy lektur szkolnych graniczy z absurdem. Druga
grupa, której zdanie podzielam, uważa, że motyw walki o wyzwolenie kraju spod
władzy państw ościennych czyni polską literaturę romantyzmu monotematyczną. Do
walki z tymi pierwszymi stanął Paweł Goźliński. Jego pisarski debiut – „Jul” –
rozmywa nieskalany do tej pory obraz polskiej emigracji XIX wieku.
Autor przedstawia wydarzenia
głównie z perspektywy Adama Podhoreckiego, jednego z paryskich emigrantów.
Wszystko zaczyna się nad ranem 2 lipca. Jedną z ulic Paryża zbiega płonący,
okaleczony człowiek, którego męki celnym strzałem skraca wspomniany Polak,
przypadkowo napotykający się na „żywą pochodnię”. Od tej pory stara się
rozwiązać zagadkę kolejnych, równie tajemniczych morderstw, jednocześnie
walcząc z podejrzeniami, jakie kieruje w jego stronę Henryk Lang, komisarz
prowadzący oficjalne śledztwo.
Goźliński ukazuje emigrację i
mesjanistyczne idee w sposób, za jaki wielu polonistów i patriotów miałoby
ochotę jego samego umieścić na krzyżu. Społeczeństwo polskie w Paryżu to w
większości nie stroniący od alkoholu awanturnicy i hazardziści, którzy jedynie
pod wpływem „eliksiru natchnienia” są w stanie planować wyzwolenie ojczyzny.
Plany te oczywiście w niewytłumaczalny sposób znikają, wraz z efektami
działania „leku” na przepełniający ich dusze ból istnienia. Równie zabawnie
autor potraktował idee cierpienia, mającego doprowadzić Polskę – podobnie jak
Jezusa – do zmartwychwstania. Goźliński bezlitośnie krytykuje pomysły
romantyków, wyrażając ustami zdystansowanych paryżan niejednokrotnie
kontrowersyjne poglądy.
Wy naprawdę myślicie, że Bóg nie ma nic do roboty, tylko strugać dla
was krzyże, żebyście mogli na nich zdychać dla tej waszej Polski? Bo wy się
kochacie w męczennictwie! I siebie nawzajem byście ze łzami braterskiej miłości
w oczach powywieszali.[1]
Goźliński dokonał jednak czegoś
więcej od wykpienia naiwnych idei i ukazania emigracji od bardziej
realistycznej strony niż ta, którą znamy do tej pory. Odwodnił, że polska
powieść romantyczna nie zawsze musi skupiać się na walce o niepodległość. W
efekcie mamy do czynienia ze świetnym kryminałem, potęgującym napięcie do
ostatnich stron w myśl zasad suspensu. Kolejnym walorem są zróżnicowani, acz
wiarygodni bohaterowie. Pozbawiony nadziei, pragmatyczny Podhorecki, starzejący
się komisarz Lang świadomy własnej zawodowej nieudolności oraz cała plejada polskich
emigrantów, ukazanych nierzadko w zabawny i barwny sposób udowadniają, że
postaci stojące w centrum tego typu tekstów nie zawsze muszą być jednowymiarowe
i zaślepione patriotycznymi hasłami.
„Jul” łamie dotychczasowe ramy
polskiej powieści romantycznej, unikając naiwnych, niepodległościowych treści.
Owszem, mocno kontrowersyjna forma, jaką posługuje się autor, z pewnością
odrzuci lwią część potencjalnych odbiorców ze względu na ich patriotyczne i
religijne poglądy. Bez wątpienia także nie uczyni ona debiutanckiej książki
Goźlińskiego jedną z lektur obowiązkowych. Jakie to ma jednak znaczenie? W
końcu to, co jest narzucone, zawsze przegra wolnym wyborem, a – jak udowadnia choćby
historia Polski – narzucający mają swój ograniczony czas.
O, świetna historia! Przyznam, że idee mesjanizmu i idealistyczny obraz polskiej emigracji i mnie wychodzi bokiem, dlatego z chęcią przyjrzę się bliżej tej książce. Zapowiada się ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!