wtorek, 28 lutego 2012

Paweł Goźliński – Jul


Mesjanizm umiera na krzyżu

Każdy chyba raz w życiu musiał zmagać się z polskim romantyzmem, na którym od wieków odciśnięte pozostaje piętno marzeń o odzyskaniu niepodległości. Zdania są podzielone. Patrioci nieprzerwanie doceniają mesjanistyczne idee, przez co usunięcie dzieł – przykładowo – Mickiewicza z listy lektur szkolnych graniczy z absurdem. Druga grupa, której zdanie podzielam, uważa, że motyw walki o wyzwolenie kraju spod władzy państw ościennych czyni polską literaturę romantyzmu monotematyczną. Do walki z tymi pierwszymi stanął Paweł Goźliński. Jego pisarski debiut – „Jul” – rozmywa nieskalany do tej pory obraz polskiej emigracji XIX wieku.

Autor przedstawia wydarzenia głównie z perspektywy Adama Podhoreckiego, jednego z paryskich emigrantów. Wszystko zaczyna się nad ranem 2 lipca. Jedną z ulic Paryża zbiega płonący, okaleczony człowiek, którego męki celnym strzałem skraca wspomniany Polak, przypadkowo napotykający się na „żywą pochodnię”. Od tej pory stara się rozwiązać zagadkę kolejnych, równie tajemniczych morderstw, jednocześnie walcząc z podejrzeniami, jakie kieruje w jego stronę Henryk Lang, komisarz prowadzący oficjalne śledztwo.

Goźliński ukazuje emigrację i mesjanistyczne idee w sposób, za jaki wielu polonistów i patriotów miałoby ochotę jego samego umieścić na krzyżu. Społeczeństwo polskie w Paryżu to w większości nie stroniący od alkoholu awanturnicy i hazardziści, którzy jedynie pod wpływem „eliksiru natchnienia” są w stanie planować wyzwolenie ojczyzny. Plany te oczywiście w niewytłumaczalny sposób znikają, wraz z efektami działania „leku” na przepełniający ich dusze ból istnienia. Równie zabawnie autor potraktował idee cierpienia, mającego doprowadzić Polskę – podobnie jak Jezusa – do zmartwychwstania. Goźliński bezlitośnie krytykuje pomysły romantyków, wyrażając ustami zdystansowanych paryżan niejednokrotnie kontrowersyjne poglądy.

Wy naprawdę myślicie, że Bóg nie ma nic do roboty, tylko strugać dla was krzyże, żebyście mogli na nich zdychać dla tej waszej Polski? Bo wy się kochacie w męczennictwie! I siebie nawzajem byście ze łzami braterskiej miłości w oczach powywieszali.[1]

Goźliński dokonał jednak czegoś więcej od wykpienia naiwnych idei i ukazania emigracji od bardziej realistycznej strony niż ta, którą znamy do tej pory. Odwodnił, że polska powieść romantyczna nie zawsze musi skupiać się na walce o niepodległość. W efekcie mamy do czynienia ze świetnym kryminałem, potęgującym napięcie do ostatnich stron w myśl zasad suspensu. Kolejnym walorem są zróżnicowani, acz wiarygodni bohaterowie. Pozbawiony nadziei, pragmatyczny Podhorecki, starzejący się komisarz Lang świadomy własnej zawodowej nieudolności oraz cała plejada polskich emigrantów, ukazanych nierzadko w zabawny i barwny sposób udowadniają, że postaci stojące w centrum tego typu tekstów nie zawsze muszą być jednowymiarowe i zaślepione patriotycznymi hasłami.

„Jul” łamie dotychczasowe ramy polskiej powieści romantycznej, unikając naiwnych, niepodległościowych treści. Owszem, mocno kontrowersyjna forma, jaką posługuje się autor, z pewnością odrzuci lwią część potencjalnych odbiorców ze względu na ich patriotyczne i religijne poglądy. Bez wątpienia także nie uczyni ona debiutanckiej książki Goźlińskiego jedną z lektur obowiązkowych. Jakie to ma jednak znaczenie? W końcu to, co jest narzucone, zawsze przegra wolnym wyborem, a – jak udowadnia choćby historia Polski – narzucający mają swój ograniczony czas.


[1] Goźliński, Paweł: Jul, Wołowiec, 2010, S. 314.

1 komentarz:

  1. O, świetna historia! Przyznam, że idee mesjanizmu i idealistyczny obraz polskiej emigracji i mnie wychodzi bokiem, dlatego z chęcią przyjrzę się bliżej tej książce. Zapowiada się ciekawie:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń